29.7.16

O (nie)bezpiecznych piknikach



Wydawałoby się, że mieszkam w miejscu cywilizowanym i bezpiecznym. Haga ma swoje minusy, ale jest miastem raczej przyjaznym i przyjemnym do mieszkania, szczególnie dla rodzin z dziećmi. Obraz miasta nieco się zmienia, kiedy chcemy zorganizować piknik...

Haga, szczególnie w lecie, gdy pogoda pozwala, powinna być bardzo przyjazna dla piknikowiczów. Po pierwsze, jako miasto wyjątkowo zielone, ma nieskończoną liczbę miejsc piknikowych, parków, skwerów, lasków, placów zabaw, że o plaży nie wspomnę. Po drugie Haga jest prawdziwym miastem multi-kulti, a wiele narodów bez pikników żyć nie może. Myślę tu szczególnie o osobach z Ameryki Południowej, dla których 'barbacoa' to podstawowy element życia społecznego.


Tak więc w piękne lipcowe popołudnie skromnie zaopatrzeni w nasz kosz piknikowy i kocyk udaliśmy się na posiłek na świeżym powietrzu do pobliskiego parku. Nasi znajomi z Ameryki Południowej przybyli obładowani nieco mniej skromnie: lodówki przenośne, grille, wypieki, stoliki, krzesła i fotele turystyczne. Ledwo zainstalowaliśmy cały sprzęt, zajmując prawie cały park osiedlowy, a już dał się poczuć zapach pieczonych szaszłyków, relaks, dzieci biegają za piłką, sielanka... Ale nie na długo, o nie! Bardzo szybko zdaliśmy sobie sprawę, że nawet na chwilę nie możemy spuścić z oka naszego pożywienia. No wiecie państwo, wystarczy na chwilę odwrócić głowę, a już coś znika z naszego posiłku. Cały czas czujne oczy śledzą każdy nasz ruch i chwila nieuwagi wystarczy, żeby jedzenie wylądowało w żołądku spoza naszej grupy piknikowej. Ba, ale to nie samotny sęp krążący i czekający na okazję, potencjalnych napastników jest zwykle conajmniej kilku w pobliżu. Czytałam, że w Hadze jest coraz więcej włamań do mieszkań, jedne dzielnice są bardziej bezpieczne, inne mniej, dżihadystów podobno jakiś namierzono, ale żeby tak jedzenie z półmiska zabierać...

Ba, powiem nawet więcej. Znacie może holenderskiego śledzia? To prawdziwy przysmak, a kupić go można w ulicznych budkach (śledziowi poświęcę oddzielny wpis już wkrótce). Ostatnio L. kupował kanapkę z taką rybką w małej budce w Katwijk, niderlandzkim nadmorskim kurorcie. Sprzedawca od razu ostrzegał, żeby uważać, gdyż to może być dość niebezpieczna okolica i posiłek łatwo stracić. Ale przecież trudno sobie wyobrazić, że można stracić kanapkę trzymaną w ręce, i to wszystko w ciągu dnia, w dość zatłoczonym miejscu. A jednak, L. nie zdążył nawet wyjść z budki, a już jakaś tajemnicza siła (i to całkiem spora) wyrwała mu posiłek. I tyle było, taka to bezpieczna ta Holandia.



A oto i portret pamięciowy sprawcy (pamięć iście fotograficzna):





Pseudonim: mewa.



I uwaga, w parku działają zwykle w grupie, a wszyscy członkowie gangu są do siebie zaskakująco podobni.

1 komentarz:

Copyright © 2016 Cały ten Beneluks... , Blogger