25.6.14

Nauka przede wszystkim!

Podobno podróże kształcą. Podobno, ale w szkole dziecko nauczy się więcej... Na pewno?

Mieszkając w Holandii i posiadając dzieci w wieku 5+ każda podróż wymaga starannego zaplanowania. Trzeba wpasować się w weekend lub ferie szkolne, czy mocno okrojone wakacje. O zabraniu ze szkoły dziecka nawet na jeden dzień nie ma mowy, chyba, że mamy na zbyciu kilkaset euro na zapłacenie kary.


Prawo dopuszcza pewne wyjątki:

- jeśli pracodawca nie udzieli nam urlopu w czasie wakacji szkolnych, możemy przedstawić odpowiednie zaświadczenie z pracy i wystąpić z trzytygodniowym wyprzedzeniem o maksymalnie 10 dni zwolnienia ze szkoły;

- możemy też wystąpić o dodatkowe dni wolne ze względu na szczególne okoliczności, np wizyta u lekarza, ślub w rodzinie lub choroba kogoś bliskiego. Ale, ale... Pamiętajmy, że tylko raz do roku. Tak więc jeśli w danym roku mamy wesele w rodzinie, pamiętajmy, żeby wizytę u lekarza przełożyć na kolejny rok... Takie wesele nie może też odbyć się w czasie dwóch pierwszych tygodni szkoły czy łączyć się z feriami czy świętami;

- dodatkowo, chwała ustawodawcy za tą hojność, mamy dodatkową pulę dni wolnych na sprawy paszportowe czy nawet pogrzeb w rodzinie. Oczywiście wszystko po dostarczeniu wszelkich możliwych dokumentów i dotrzymaniu wszystkich terminów. A i do tej puli doliczyć możemy jeszcze jedną okoliczność zwalniającą z obowiązku szkolnego. To sześćdziesiąta, pięćdziesiąta, czterdziesta, dwudziesta piąta lub dwunasta i pół rocznica ślubu rodziców lub dziadków. Tu jak widać spora przewaga małżeństw nad nieformalnymi związkami.

Nasz Maluszek chodzi do szkoły międzynarodowej. Tu wszyscy są "skądś". Na marginesie dodam, że holenderskie dzieci do takiej szkoły chodzić nie mogą, chyba, że dwa lata wcześniej mieszkały za granicą. Wszyscy w tej szkole mają rodziny w innych krajach, ale nawet krótkie odwiedziny u dziadków to nie jest powód do opuszczenia szkoły. Nie wspomnę o tym, że my też najbliższą rodzinę mamy rozsianą nie tylko po całej Polsce, ale i w kilku innych krajach nie tylko w Europie.

Ponadto wakacje letnie w Holandii to zaledwie sześć tygodni, co oznacza, że wszyscy chcą w tym czasie urlop. Staramy się też, poza odwiedzinami rodziny, pokazać dzieciom inne zakątki świata, zaszczepić w nich zamiłowanie do podróży. I nie mówię o nadmiernym opuszczaniu szkoły, ale od czasu do czasu zrobić nieco dłuższy weekend i powłóczyć się po górach. Zwłaszcza, że nasze dzieci nie chorują i nie mają nieobecności z tego powodu.

Właśnie, choroba. Jeśli dziecko jest chore i nie może iść do szkoły, nie potrzebujemy zwolnienia od lekarza. Wystarczy, że wyślę mejla i poinformuję, jak długo pociecha pozostanie w domu. Hmmm.... najzabawniejsze jest to, że Holendrzy sami dostrzegli tą subtelną różnicę w udzielaniu wolnego i rok temu, w piątek przed feriami zimowymi wybuchła drobna epidemia w szkołach... Policja udała się więc na kontrolę w naszej miejscowości i sprawdzała, czy chore dzieci rzeczywiście leżą w łóżkach...

Cóż, to taki przykład na to, co dzieje się, jeśli państwo staje się przeregulowane. A chwilowo zazdrościmy rodzinom w lepszych krajach, gdzie wakacje tuż tuż, lub gdzie już płyną leniwie. Przed nami jeszcze miesiąc szkoły, choć dzieci powoli mają dość. Zwłaszcza, że ciężko zachęcić je wieczorem do spania, jeśli zupełnie ciemno robi się dopiero o 23:30...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Cały ten Beneluks... , Blogger